Mając kilka miesięcy obudziłem się jak co rano, zjadłem śniadanie i wpadło mi do głowy że dziś, właśnie dziś zadziwię moich rodziców i wreszcie zobaczę jak wygląda świat z innej perspektywy. Tak sobie pomyślałem bo leżąc na plecach i bawiąc się wiszącymi zabawkami zaczęło mi się nudzić. Nudzić do tego stopnia, że trzeba było coś z tym zrobić. Tak więc, myślałem, kombinowałem i końcu doszło do mnie, że pode mną coś musi być. Ciekawość co i jak to wygląda, czy da się dotknąć, czy można to włożyć do buzi, czy….. nie dawała mi spokoju. Musiałem więc wykombinować co zrobić. Ruszyłem nogą, potem ręką, coś się zmieniło – nic. Hmmm….. to nie takie proste jak się mogło wydawać. No cóż przeszło mi nawet przez głowę, że będę musiał odłożyć eksplorowanie świata na później. W końcu mam usprawiedliwienie – Zespół Downa. Lekarze przecież powiedzieli moim rodzicom, że będę się wolniej rozwijał, że pewnie długo nie będę chodził i takie tam banialuki.
Nie znali mnie jednak. JA się tak łatwo nie poddaję.
Zacząłem się wiercić, kręcić, machać rękami i nogami i nagle coś się zmieniło – Byłem już na boku
Tak tak, ja się tak łatwo nie poddaję, jeszcze kilka dni prób i zaskoczyłem nie tylko siebie, ale i moich najbliższych. Ha ha, moim oczom objawił się zupełnie inny świat.
Co tam jest? Czerwone w kropki, jeszcze minie dużo czasu zanim będę umiał powiedzieć „Biedronka” , ale właśnie ją poznałem. Najbliższe dni były bardzo ciekawe a ja poznałem koniki, auto i często odwiedzałem biedronkę na mojej ulubionej macie do zabaw.
Mijały dni, tygodnie miesiące i same przewroty już mi nie wystarczały. Mając nie całe 1,5 roku zrobiłem pierwsze kroki, udowadniając lekarzom, rodzicom i przede wszystkim sobie, że mam ogromny zapł i nie poddaję się tak łatwo.